blog

Geneza 'Smutnych synagog’

Od jakiegoś czasu prowadzę projekt pod nazwą „Smutne synagogi”. Polega on na tym, że przemieszczam się wzdłuż i wszerz Polski w poszukiwaniu śladów obecności żydowskiej. W praktyce okazało się, że projekt ten skupia się raczej na miasteczkach prowincjonalnych, rzadziej większych aglomeracjach. Jest to dla mnie taka pielgrzymka apologiczna – przepraszam się z prowincją za to, że podchodziłam do niej z taką rezerwą i uprzedzeniem.

Idea tego przedsięwzięcia wzięła się stąd, że w mojej rodzinnej miejscowości wielokrotnie przechadzałam się w pobliżu niegdysiejszej szkoły Talmud-Tora, która przed wojną znajdowała się w bardzo charakterystycznym dla zabudowy Końskich, budynku. Od najmłodszych lat widziałam, że coś w tym miejscu jest nie tak – że nie pasuje i wygląda dziwnie. U szczytu tego budynku widnieje biało-niebieska tabliczka, która umownie jest symbolem ochrony zabytków. Mimo to, kilkadziesiąt centymetrów poniżej niej widnieje wątpliwie estetyczny banner „ŚWIAT ŁAZIENEK”, który pasuje do stylu kamienicy jak pięść do oka. Zaczęłam się zastanawiać czy to normalne i czy aby te dwa symbole – tabliczka i banner – powinny spotykać się w przestrzeni fasady jednego budynku. No i dlaczego nikt nie widzi w tym problemu?

Tydzień później znalazłam się w Tarnowie. Przed wyjazdem przeczytałam, że miasto to posiada spektakularnej urody mykwę, czyli rytualną łaźnię żydowską. Z duszą na ramieniu pobiegłam w jej kierunku, mając ciężki aparat zawieszony na szyi. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mykwa – owszem kiedyś była mykwą i charakteryzuje się wybitnej urody mauretańską architekturą – obecnie jest także salonem urody, żydowską restauracją, salonem meblowym, biurem świadczącym usługi geodezyjne, salonem fryzjerskim, dancing klubem i grecką kuchnią. Niemal idealnie zachowaną, ogromnie egzotyczną fasadę pokrywały szpetne reklamy, pstrokate bannery, a lewą jej stronę zasłaniał gigantyczny parasol znanej marki piwa. Zrobiło mi się smutno.

Zaczęłam się zastanawiać, na ile taki proceder jest popularny i czy takie działania w ogóle są legalne. Wszak nie chodzi wyłącznie o to, że coś nie spełnia mojego estetycznego minimum. Mówimy tutaj o obiektach wpisanych na listę zabytków, oznaczonych międzynarodowym symbolem ochrony zabytków, a także o miejscach, które mimo braku legalnego statusu zabytku, reprezentują ogromne zaplecze historyczno-społeczne, a które z niewiadomych przyczyn nie spełniły warunku, aby być objętymi przepisami umożliwiającymi ochronę dziedzictwa kulturowego.

Leave a Reply