Synagoga w Turku
Wwierciło mi się w głowę zdanie powtarzane miliony razy na lekcji geografii, że Konin-Koło-Turek to polskie zagłębie węgla brunatnego. Zawsze w tej samej konfiguracji – najpierw Konin, potem Koło, na końcu Turek. Konin-Koło-Turek. Nie wiedziałam nawet gdzie to jest, ale gdyby ktoś nieźle nawiedzony zapragnąłby dowiedzieć się pięć po pierwszej nad ranem, gdzie jest jedno z największych źródeł wydobycia węgla brunatnego, powiedziałabym – sami wiecie co.
A więc jesteśmy w tym legendarnym i owianym świeżą bryzą wydobywającą się z kopalni odkrywkowej, brunatnym trójkącie Wielkopolski. Ku mojemu zaskoczeniu losy polskich Żydów były mocno związane z tym regionem. Gdy dojechałam do Turka, nie byłam zachwycona krajobrazem tego miasta, ale cóż począć – albo coś jest stolicą wydobycia węgla brunatnego, albo jest ładne. Przy jednej z ulic zobaczyłam urokliwą maszkarkę budowlaną w lazurowym odcieniu ze wściekle żółtymi oknami z PCV. Nad wejściem widniał napis „kino TUR kino”.
Tak jak i wy, również nie wiem, dlaczego ktoś podwójnie użył słowa kino – być może by uwydatnić rolę tego miejsca i podkreślić, że nie jest to byle jakie kino, a KINO KINO, o poziom wyżej niż kino, metakino. A może dlatego, że zorientował się, że przybytek jest urody tak wątpliwej, że potencjalnemu przechodniowi ciężko byłoby się zorientować, że miejsce to ma jakikolwiek związek kulturą i sztuką filmową, więc na wypadek, gdyby ktoś jednak poddał w wątpliwość to pierwsze „KINO”, drugie „KINO” mogłoby go rozwiać jego wszelkie wątpliwości. Ale jestem dziś złośliwa! Tak naprawdę to nie mam nic do Turka. Turczanie, Turkowiczanie, Tury i Turki – obsypuję Was wielką miłością z pociągu relacji Berlin-Warszawa.
Nie pastwiąc się już więcej, ów kino, zanim na zegarze drugiego tysiąclecia wybiły lata 70., było niegdyś magazynem spółdzielni „Społem”, a jeszcze wcześniej, synagogą. Technicznie rzecz biorąc, to z oryginalnej synagogi pochodzi tylko część ścian, bo w latach 70. XX wieku oryginalny budynek rozebrano niemal w całości i postawiono w jego miejscu – dwa akapity wcześniej chamsko obgadywane przez nas, metakino KINO TUR KINO.
Niecałe dziesięć kilometrów dzieli Turek od gminy Kowale Pańskie. Po środku tejże gminy leży Czachulec. Miejscowość ta nie jest powszechnie znana, a jak pokazuje historia – powinno być. To tutaj miało dojść do pierwszego masowego zagazowywania Żydów na terenach okupowanej Polski.
Był to grudzień 1941 roku. Nie bardzo wiadomo dlaczego akurat Kowale Pańskie stały się siedzibą getta Czachulec, bo w przeciwieństwie do Turka i okolic, nie był to teren zamieszkiwany przez Żydów. Gdy opróżniano getto w Turku, niemieccy żołnierze skusili żydowskich więźniów wizją tego, że w kolonii w Kowalach będą mieć dobre i spokojne życie oraz że będą wykonywać pracę na roli. Zderzenie z rzeczywistością okazało się bardzo dotkliwe. Podejrzenia Cipory Zomer, jednej z więźniarek getta w Kowalach, które wiele lat później opowie o dramatycznych wydarzeniach, okazały się słuszne. W kolonii panował ostry reżim – każda próba ucieczki była surowo karana. Aby skutecznie odwieźć więźniów od pomysłu wydostania się z terenu strzeżonego, dokonano publicznej egzekucji na 10 Żydach. Oczywiście obecność wszystkich więźniów kolonii była obowiązkowa.
Wcześniej napisałam, że to na terenie Kowali miało miejsce masowe gazowanie ludności żydowskiej. Jak do tego doszło na surowym terenie z prowizorycznymi zabezpieczeniami? Wszak nie było tam skutecznego, złożonego i dobrze wykonanego systemu, jaki stworzono w Auschwitz. Nie było też infrastruktury, by takie zabiegi przeprowadzać. Jak więc poradzono sobie z tym problemem? Bardzo prosto. Stworzono komory gazowe na kółkach. Po niemiecku nazywano je gaswagen.
Były to samochody ciężarowe przystosowane pod załadowanie na przyczepę jak największej ilości osób, do której to bezpośrednio, rurami spalinowymi odprowadzano spaliny do wewnątrz przyczepy, gazując tym samym uwięzionych tam ludzi. Gaswagen miało być ukłonem Himmlera w stronę zabójców, aby nie powodować u nich nadmiernego stresu i uczynić masowe morderstwa bardziej „komfortowymi”. Gaswagen zyskało w Wielkopolsce dużą popularność i było powszechnie używane do czasu zbudowania infrastrktury masowego gazowania w największym obozie koncentracyjnym Wielkopolski w miejscowości Chełmno, trzy godziny jazdy od słynnego zagłębia węgla brunatnego Konin-Koło-Turek.